niedziela, 15 stycznia 2023

Rozdział pierwszy (Lena Figiel)

 - … Niedziela 27 października 2027 roku… Właśnie znajduję się przy opuszczonej elektrowni jądrowej wybudowanej w 2025 roku… Zamknięto ją w 2026 roku z powodu promieniowania. Na szczęście promieniowanie nie jest wysokie… Mimo wszystko miałem to sprawdzić…- mówił Tomas do kamery. Światło księżyca oświetlało mu drogę oraz pobliskie opuszczone budynki.    

- Krążą plotki… - opowiadał- że kręcą się tutaj „poczwary”, czyli zwierzęta z lasu, które pod wpływem promieniowania zamieniły się w najdziwniejsze stworzenia… Jednak nic mi nie jest! Zapewne, gdyby promieniowanie było wysokie, bym czuł się nie najlepiej…

   W tej chwili krew w nim zmroziła się.

-… Chwila! Coś się kręci w krzakach… T-to nie może być żadna poczwara…! Bo t-to były tylko plotki…! – jąkał, powoli odsuwając się w stronę wyjścia - …No nie…?

   Wtedy zza krzaków wychyliła się postać w czarnym dresie. Mężczyzna odetchnął z ulgą.

- Przestraszyłem się pana! - roześmiał się nerwowo, nadal nagrywając sytuację -mógłby się pan nie chować za… Chwila! Co pan tu robi o tej godzinie? Czy pan mnie śledzi…? Hej!

   Postać, nie odpowiadając, wysunęła się z krzaków i wyjęła z kieszeni metaliczny przedmiot. Gdy blask księżyca padł na to, co wyjął tajemniczy nieznajomy, zaczęło to przybierać kształt sporego noża myśliwskiego. Postać się zbliżała coraz szybciej do Tomasa, który próbował się wycofać. W końcu wykonała ostateczne machnięcie nożem, przecinając w ten sposób tętnicę szyjną, z której po chwili wytrysnęła masa krwi. Mężczyzna najpierw upuścił kamerę, po czym nogi się pod nim ugięły i upadł na ziemię z całą zakrwawioną szyją i ostatkami sił spojrzał na twarz przestępcy. Niewzruszona postać podniosła zakurzoną kamerę i spojrzała prosto w jej obiektyw. Światło odbijało się w jego lewym oku. Gdy zorientował się, która godzina, pośpiesznie zakończył nagrywanie.

v   

- Gdzie on jest? - dopytywał sam siebie Andrzej Brad siedzący na fotelu biurowym. Andrzej był szefem biura detektywistycznego T.A.B.S znajdującego się w Warszawie w piwnicy apartamentowca „Złota 44”.

- Powinien wrócić całe 4 dni temu! - wnerwiał się - Co on tam robi?!

   Biuro było niewielkie, lecz mieściło się tam miejsce dla Andrzeja i 5 innych pracowników. Posiadali również kuchnię z jadalnią oraz łazienkę.

- Może robi badania? Sądzę, że zajęłoby mu to ok. tydzień - odpowiada okularnica siedząca przy małym okienku, po czym wraca do zszywania papierów. Pan Brad mruczy coś pod nosem.

- Może i masz rację… Idę nalać sobie kawy…- mężczyzna wstał z fotela i skierował się w stronę kuchni, gdy usłyszał dźwięk telefonu. Z pośpiechem nalał kawy do kubka (wylewając przy tym sporą jej ilość na blat oraz podłogę), żeby zobaczyć, kto chciał z nim rozmawiać. Okazało się, że telefon został już odebrany, a wszyscy oburzeni spojrzeli w stronę szefa.

- Co? - zapytał nerwowym głosem - O, co wam, do diabł,a chodzi?!

- On nie żyje… - wykrztusiła wystraszona okularnica, która przed chwilą upuściła wszystkie pozszywane papiery na ziemię. Andrzej dobrze wiedział o kogo chodzi. Załamany upuścił na podłogę kubek z kawą, który zaraz zbił się z wielkim trzaskiem w drobniutki mak. Usiadł na fotel, łapiąc się za głowę.

- Był najlepszym agentem, jakiego mieliśmy…Cholera! – rozpaczał - Co my bez niego zrobimy…?

   Wszyscy siedzieli cicho. Wtedy rudy mężczyzna stojący przy drzwiach przypomniał sobie o czymś. Zaczął przeglądać wszystkie papiery znajdujące się na jego biurku aż w końcu wyjął dokument z podaniem o pracę.

- Szefie – rzekł, podchodząc do pana Tabs - Ostatnio niejaki Piotr Dziobak złożył podanie o pracę. Moglibyśmy go zatrudnić…

   Pan Brad rzucił okiem na swojego czule uśmiechającego się pracownika i na kartkę. Chwycił dokument, który podał mu młody mężczyzna i zaczął czytać. Po chwili wybuchnął śmiechem. Zdziwieni pracownicy spoglądali po sobie zaskoczeni.

- Ten dzieciak nie nadaje się do naszej agencji! – palnął, oddając kartkę rudzielcowi - Jest dopiero po studiach! Wiecie co? Niech znajdzie zabójcę Tomasa Brada, a może go przyjmę!

   W tej chwili ktoś zapukał do drzwi.

- To ja otworzę - powiedziała zmieszana okularnica.

   Przed drzwiami stała policja w towarzystwie wysokiej kobiety o kruczoczarnych włosach oraz wąskich, brązowych oczach.

- Dzień dobry - rzuciła kobieta - Jestem Ewa Brown, przyszłam tu, żeby porozmawiać na temat śmierci Tomasa Brada, dlatego muszę się widzieć z twoim szefem. Czy mogę wejść?

   Okularnica przez chwilę stała jak słup, a gdy się ocknęła, zmieszana wpuściła kobietę do środka. Pani Brown od razu skierowała się w stronę pana Brada.

- Witam. Pewnie mnie pan nie kojarzy… jestem Ewa Brown. Pracuję, jako śledczy. To pan dziś dostał ode mnie telefon o Tomasie - tłumaczyła kobieta - z tego względu chciałam zaprosić pana i pańską ekipę w podróż do starej elektrowni. To jak?

   Andrzej zastanawiał się chwilę.

- Zgoda - odpowiedział – Ale pragnę zysku z tej, tak powiem, wycieczki.

    Pani Brown spodziewała się takiego zachowania.

- Oczywiście - zgodziła się kobieta, spoglądając na podanie o pracę tkwiące w rękach mężczyzny - 4 i pół koła wystarczy?

   Zadowolony Brad uśmiechnął się szyderczo.

- Lecz dla każdego mojego pracownika - dorzucił.

Ewa Brown przytaknęła tylko głową i spytała:

– Widzę, że trzyma pan podanie o pracę niejakiego Piotra Dziobaka?

   Zmieszany szef podał kobiecie dokument. Podczas czytania listu motywacyjnego wysoko podnosiła swoje brwi na znak zdziwienia.

- Co pan o nim myśli? - dopytywała się pani Brown, kładąc papier na biurko Andrzeja – Całkiem przyzwoity facet, nie?-

    Mężczyzna tylko spojrzał na nią i odrzekł:

- Dzieciak! Świeżo po studiach! Nie nada się tej agencji do niczego!

  Kobieta zerknęła na niego, dając mu do zrozumienia, że się bardzo myli. Podczas gdy pracownicy pana Brada przygotowywali najważniejsze rzeczy potrzebne do badania okolicy, w której zginął Tomas, Ewa ustalała coś z osobami, z którymi przyjechała sporym vanem. Po ustaleniu wszystkiego ze swoją ekipą podeszła do Andrzeja i westchnęła.

- Nie jest panu żal swojego brata…? – zapytała, spoglądając znużone oczy rozmówcy.

- Już nie…- odrzekł spokojne.

   Było dość zimno i wietrznie. Chmury dawały znać, że jeszcze dziś będzie padać.

- Musimy się zbierać - oznajmiła kobieta - jeśli dziś nie zbadamy tego terenu, to już nigdy tego nie zrobimy - w skrócie - ma lać w nocy.

    Gdy ludzie pana Brada wsiedli do vana, od razu ruszyli. Bowiem droga z Warszawy do starej elektrowni nie była taka krótka. Ekipy pani Brown i pana Brada siedziały z tyłu, za to pani Ewa kierowała, a Andrzej siedział koło niej. Po 30 min. dotarli na miejsce, gdzie znajdowało się kilka osób. Wszyscy, oprócz głów ekip oraz kilku innych osób, badały okolicę. Pozostali rozmawiali na temat Tomasa Brada i prawdopodobieństwach zgonu.

- Myślę, że zabiły go te poczwary porażone promieniowaniem z tego miejsca.

- Słusznie… Ale jego ciało znaleziono w starej szafie z gaśnicą - dodał Andrzej, popijając kawę.

- Może wszedł tam ostatkami sił, żeby nic już mu one nie zrobiły? - stwierdził pewien mężczyzna siedzący w kącie sali, w której niegdyś znajdowało się laboratorium. Pani Brown podniosła wskazujący palec do góry.

-Tak! Masz rację, co jest jak najbardziej możliwe! - wtedy do pokoju wparowali ludzie Ewy i okularnica.

-Pada! - zawołała dziewczyna.

- Jak to?! - oburzony pan Brad zerwał się z krzesła i przepychał się przez tłum ludzi tarasujących przejście na dwór. Gdy doszedł do końca korytarza, przez otwarte drzwi zobaczył ludzi biegających w te i we w te, zbierając wszystkie dowody, sprzęty i inne przedmioty, które zostały przez nich tu sprowadzone lub znalezione. Deszcz padał dużymi kroplami. Andrzej spoglądał tylko na to z zawiedzeniem w oczach.

- Wszystko na nic… - mamrotał sam do siebie. Pani Brown, która stała tuż obok, wpatrywała się w niego z poirytowaniem.

- Za szybko się poddajesz – zaczęła - jeszcze mamy szanseę dowiedzieć się, kto zabił Tomasa… I mam nawet pomysł jak.

Mężczyzna odwrócił się do niej z nadzieją, że ma jakiś wartościowy pomysł.

- Zatrudnij tego całego… Piotra, tak? - wspomniała, lecz z twarzy Brada zniknęła nadzieja, a pojawił się zawód - czytałam jego podanie i nie zauważyłeś, że był najlepszy w szkole z zadań z logicznego myślenia oraz najlepiej wypadł na maturze. Sądzę, że to może być nadzieja. Ale nie mogę uwierzyć, że kogoś takiego odrzucasz w takiej sytuacji!

 Oburzona zawróciła do pokoju, w którym siedziała teraz połowa jej ekipy i cała ekipa Andrzeja. Mężczyzna zastanawiał się chwilę.

- Co mam do stracenia? - pytał sam siebie -  a niech jej będzie! Zatrudnię tego szczeniaka!

v   

   2 tygodnie później do biura T.A.B.S przyszedł Piotr Dziobak. Był średniego wzrostu blondynem o niebieskich oczach z łagodnym uśmiechem na ustach. Pan Brad spoglądał na niego ze zdziwieniem.

- Niby taki mądry, a nie wygląda -myślał - laluś, który boi się pobrudzić nawet swoje buty.

Piotr usiadł na fotelu, które znajdowało się przed biurkiem Andrzeja.

- Dzień dobry - przywitał się młodzieniec.

- Podobno chcesz tu pracować?  -mruczał Andrzej, rozciągający się na fotelu - może kawy?

- Nie piję kawy…- pokręcił głową pan Dziobak i odłożył swoją teczkę na podłogę. Atmosfera była ciężka. Pan Brad przyglądał się chłopakowi, w końcu padło pytanie:

- Czemu chcesz dostać u nas pracę? - ciągnął Andrzej, biorąc łyk kawy - Nie ma… No nie wiem… Miejsca na posterunku policji…?

   Piotr uśmiechnął się wstydliwie.

- Mój ojciec zginął, będąc policjantem. Więc wolę nie próbować… - zaskoczony Brad przytaknął, zagryzając wargi.

- Dobrze wiesz, że nasz agencja zajmuję się niebezpiecznymi sprawami?

Piotr przytaknął.

- Twoja wypłata będzie sięgać 5000 zł…- mówił stanowczo Brad - oczywiście jeśli ciebie przyjmę…Masz jakieś dyplomy?

   Dziobak nie zdążył dobrze usłyszeć pytania, a i tak zaczął wygrzebywać z torby dyplomy. Gdy wyciągnął je wszystkie, okazało si,ę że ma w tym mnóstwo nagród za dobre wyniki, konkursy. Miał również najlepsze wyniki na świadectwie. Andrzej przyglądał się temu z niedowierzaniem.

- Może Brown miała racje… - zapytywał samego siebie - Może on nam pomoże…

Po chwili Dziobak począł sprzątać wszystkie dokumenty z powrotem do teczki.

- Piotr!- wybudził się nagle Brad - Powiedzmy tak… Dostaniesz tę pracę na razie! A potem… Się zobaczy.

Powiedziawszy to, wyciągnął do niego rękę na znak zgody. Dziobak uścisnął ją bez chwili zastanowienia.