- Powiedz
mi Marek, nie chciałbyś jakiegoś przezwiska? - powiedział Piotr pakujący parę
czarnych skarpetek z kotkami do walizki.
- Co
masz na myśli?
- Na
przykład...Furiasze…
-
Poczekaj, mam telefon na innej linii. - powiedział Marek, rozłączając się.
Po chwili szef Piotra oddzwonił i
powiedział, że nastała zmiana co do rozkładu jazdy pociągu. Wyjazd pociągu jest
o godzinie siedemnastej na dworcu kolejowym przy ulicy Św. Łukasza.
***
Godzina szesnasta pięćdziesiąt cztery,
Warszawa Dworzec kolejowy przy ul. Św. Łukasza.
Pan Dziobak usiadł na ławce, jednocześnie
rozglądając się wokół. To był ostatni pociąg dnia. Tylko dziesięć osób miało
szansę pojechać do Niemiec pociągiem Blutig Adler. Był on wybudowany w latach
70’ przez rumuńskiego 47-latka.
Po paru minutach Piotr wsiadł do pociągu.
Usiadł sam, a przed nim usiadła para Müller. Zatrudniono nawet muzyka, aby
zagrał melodię “Lacrimosa” W. A. Mozarta. O godzinie dwudziestej drugiej
zaserwowano pierś z gęsi oraz czarną herbatę. Nagle do Dziobaka zadzwonił
telefon.
-
Słucham? - powiedział Piotr z telefonem przyłożonym do ucha, jednocześnie
krojąc gęś.
-
Dobry wieczór panie Dziobaku. - powiedział alchemik Henryk - Udało mi się
znaleźć odciski palców, jednak nadal nie udało się znaleźć sprawcy.
- To
wspaniałe wieści! W pociągu jest wspaniale, piękny wystrój, muzyka, smakowite
jedzenie, ale coś mi tutaj nie pasuje...
- To
pewnie tylko stres. Ostatnio stracił pan wiele osób z agencji. Cóż, ja muszę
wracać do pracy. Życzę szerokiej drogi.
-
Dobranoc. - odpowiedział Piotr.
O północy konduktor sprawdził bilety i
zaprosił gości do głównej sali. Zaserwowali gościom czerwone wino w szklanych
kieliszkach, podczas gdy w tle mała orkiestra grała na skrzypcach. Po godzinie
pan Pepe wrócił na swoje miejsce i nagle poczuł się senny.
- To
pewnie ta gęś sprawiła, że jestem teraz taki senny... - pomyślał i zanim zdążył
rzucić okiem na zegar, zasnął.
***
-
Proszę pana? Halo? - powiedział konduktor.
Pepe
pan Dziobak budził się powoli, próbując sobie wszystko ułożyć w głowie.
- O
yyy... Dz-dzień dobry!
-
Dzień dobry, chciałem tylko pana poinformować, że już dojechaliśmy na miejsce.
Aktualnie jest godzina piąta rano.
-
Dobrze.. Dziękuję bardzo za wszystko. Do widzenia! - powiedział potargany
Dziobak.
Piotr zabrał swoją czarną walizkę i ruszył
w drogę.
Po pięciu minutach Piotr dotarł na miejsce. Walizkę schował w krzakach, wziął
mały nóż i P-64. Wszedł przez płot do ogrodu, aż tu nagle zobaczył lekko
uchylone okno. Włożył rękę przez szparkę i otworzył okno. Powoli wszedł przez nie
aż tu nagle usłyszał krzyk:
-
HILFE! ER IST EIN DIEB! (Pomocy! To jest złodziej!) - krzyknęła staruszka w
szlafroku i z patelnią w ręku.
-
Chwila, pani nie wygląda na Simona Szambediego.. - powiedział zdziwiony
Dziobak. - Tak czy siak, nie ma się czego obawiać. Jestem Piotr Dziobak,
pracuję dla agencji TABFS.
Staruszka się uspokoiła i zaprosiła Pana
Pepe na herbatę. Pan Piotr wytłumaczył wszystko staruszce (oczywiście, nie
zdradzając tajnych detali, o których może wiedzieć tylko agencja).
- Cóż,
ja mieszkam tutaj od pięćdziesięciu lat. Mój mąż nie żyje, a córka
przeprowadziła się do Japonii. Proszę, mam tutaj nawet papiery z dowodem, że
mieszkam tutaj od dłuższego czasu.
Zażenowany Piotr podziękował staruszce za
gościnność i poszedł do najbliższego baru. Zamówił sok czereśniowy i usiadł
przy stoliku.
- Nic
nie rozumiem... Może pomyliłem adres? Sprawdzę na telefonie. - Dziobak wyjął
telefon z kieszeni i go włączył. Omal nie zmarł.
CZTERDZIEŚCI SIEDEM NIEODEBRANYCH POŁĄCZEŃ
OD MARKA I 30 OD HENRYKA?!
Piotr jak najszybciej kliknął przycisk
“oddzwoń” i zadzwonił do Henryka.
-
Szybciej, szybciej... odbierz! - mamrotał pod nosem.
-
Halo? Piotr Dziobak? Czy to naprawdę ty? Wszystko w porządku?
- Tak!
No w sumie, to nie. Na ulicy Sezamkowej 31 wcale nie mieszka Simon Szambedi...
Tylko jakaś staruszka! A czy coś się u was stało? Nie wiem dlaczego, ale nie
słyszałem aby ktokolwiek do mnie dzwonił.
- To
był sabotaż.
-
S-sabotaż?...
- Tak.
Punkt północ ktoś się włamał do biura i podpalił wszystkie dokumenty, odciski
palców, a nawet kamery z nagraniami! To wszystko to był podstęp. Wcale nie
wygrałeś konkursu z krzyżówkami, ktoś zhakował tę stronę i sprawił, że to ty
wygrałeś.
- I to
spotkanie o północy... Wino! Musieli dodać jakieś środki usypiające do
wina!
- Czy
pachniało może cynamonem?
-
T-tak... - powiedział Piotr.
- To
musiała być trucizna. Jeden z gości musiał ci ją dodać do wina, kiedy ty nie
patrzyłeś. Jednak musieli dodać naprawdę małą ilość, ponieważ gdyby dodali
więcej, nie rozmawiałbyś ze mną przez telefon. Wracaj natychmiast.
- Nie
mogę, mam przy sobie tylko dwadzieścia złotych...
-
Poczekaj, coś wymyślę. Oddzwonię do ciebie za godzinę.
Dziobak usiadł z powrotem na krzesło i
wziął duży łyk soku. Zaczął się rozglądać wokół i zdał sobie sprawę, że jest
jedyną osobą w barze. Popatrzył się przed siebie i zauważył kogoś ukrywającego
się za gazetą. Osoba powoli odłożyła gazetę i powiedziała:
- Pozwól,
że ci pomogę, agencie Piotrze Dziobaku.