czwartek, 16 lutego 2023

Rozdział drugi (Amelia Rębacz)

         „Zbychu” prowadził Piotra zdającymi nie kończyć się korytarzami podziemnej bazy TABFS (czyt. TOPS). Wyglądały zgoła inaczej niż to co spodziewał się zobaczyć Piotr. Zamiast surowej, kamiennej podłogi, mieli pod nogami miękki czerwony dywan, w delikatne różowe i fioletowe wzory. Przy fioletowo – niebieskiej ścianie stały kamienne i drewniane rzeźby oraz złote doniczki z kwiatami, które prawdopodobnie były sztuczne, ale i tak doskonale uzupełniały panującą tu przyjemną atmosferę. A obecny w tym miejscu zapach był wręcz cudowny – delikatna, ale piękna i napawająca optymizmem woń jakichś nieznanych piotrowi kwiatów. Podczas gdy Zbychu nawijał o historii, szefie, agentach i nadrzędnej misji – to szerzenie dobra i sprawiedliwości, oczywiście – TOBFS, Piotr pogrążony był w rozmyślaniach, które łączyło tylko to że były jego własne.

               W końcu, gdy mężczyzna odnalazł odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania, oprócz jednego, raczej błahego, aczkolwiek bardzo ciekawiącego go, postanowił spytać o to swego przewodnika:

- Zbychu, co właściwie oznacza ten skrót?

- Jaki skrót? – spytał starszy agent, któremu przerwano właśnie wywód na temat agentki Frani, w dodatku właśnie w chwili, gdy miał przejść do jej niezwykłych umiejętności i innych zalet.

-No, nazwa agencji. Wiesz, TOPS.

-Ach, tak wybacz. Więc, oznacza to: Tajna Agencja Bez Fajnego Skrótu

- Przecież wtedy wychodzi TABFS.

- No, tak. I co? – nie załapał

- Miało być TOPS.

- Bo tak się czyta. Wtedy lepiej brzmi. A wracając do Frani…

***

              Andrzej, jak co tydzień wybrał się do swojej babci w odwiedziny, choć po raz pierwszy od wielu lat bez Tomasa. Westchnął cicho i powlókł się do domu jego ukochanej krewnej.

               Babcia od razu otwarła wnukowi drzwi, a ten skwapliwie wszedł do środka. I tyle Matheas (czyt. Matijas) go widział. Ponieważ spełnił swój obowiązek jako kierowca, pojechał spokojnie w stronę centrum handlowego. 

*** 

               Po zakończonych obchodach Piotr udał się najpierw do toalety, a następnie do Sali Treningowej. Oprócz niego nie było tam nikogo, więc w spokoju rozpoczął swój trening na bieżni.

*** 

               Zbychu wszedł do Sali Treningowej, po czym oznajmił:

- Piotrze, wspólnym wyborem nadaliśmy Ci ksywkę Pepe pan Dziobak

- O – zdziwił się Piotr. – Dobrze, całkiem niezła – uśmiechnął się.

*** 

               Matheas niecierpliwie stukał palcem wskazującym w kierownicę. Umówili się z szefem na 15.00. Powinien być piętnaście, nie, szesnaście minut temu! Po powrocie do bazy będzie musiał z nim na ten temat porozmawiać. Może i jako szef ma swoje prawa, ale spóźnianie się tyle czasu z pewnością do nich nie należy. Po chwili godzina na samochodowym zegarze zmieniła się z 15.16, na 15.17. Kierowca wysiadł z samochodu i zamknął go na klucz. Zawsze to robił, choć wystarczyło jedynie wcisnąć odpowiedni guzik na pilocie. Ostrożnie podszedł do najbliższego okna i spojrzał przez nie. Zobaczył jedynie sypialnię kobiety, więc ruszył do następnego. Tym razem była to kuchnia, pełna blaszek, misek i wałków. No to miał szef ucztę – pomyślał i już miał ruszyć dalej, gdy jego uwagę przykuło coś pod jednym z wałków. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się na co patrzy. Wreszcie do niego dotarło – to trucizna! Odszedł od okna myśląc, że ma omamy i przysunął się z powrotem. Zobaczył ją ponownie i miał już niezbitą pewność, że to nie była zwykła wizyta wnuka u jego babci. Zachowując szczególną ostrożność zbliżył się do trzeciego okna. Szykownie ubrany Andrzej leżał na ziemi, z ręką w kieszeni spodni i twarzą w podłodze. Nikogo więcej nie było widać. Matheas podważył okno gałęzią podniesioną z trawy. Włożył do pomieszczenia głowę i rozejrzał się, zanim z gracją wsunął się do środka. Podszedł do mężczyzny i dotknął jego sztywnego zimnego ramienia. Szef był martwy. Po policzku kierowcy spłynęła pojedyncza łza. Wtedy zwrócił uwagę kieszeń, w której znajdowała się ręka nieboszczyka. Sięgnął do niej i wydobył niewielkie czarne urządzenie z kilkoma przyciskami i małym głośniczkiem. Agenci nagrywali na nie ważne informacje, szczegóły swoich odkryć itp. Nacisnął przycisk włączający odtwarzanie, w nadziei na wyjaśnienie tej sytuacji:

Szarlotka? A nie tarta śliwkowa? Szczerze mówiąc nie spodziewałem się! – Matheas usłyszał śmiech Andrzeja

- Cóż czasem trzeba coś zmienić… Inaczej zapanowałaby monotonia. – to pewnie babcia mężczyzny

               Dłuższa przerwa

Nie jesteś moją babcią! To ty Mario!

- Sprytu nie można Ci odmówić… Całe szczęście niedługo będziesz martwy.

- No jasne! Dlatego szarlotka… otrułaś mnie! Cynamon miał zamaskować zapach trucizny… Ależ byłem głupi…

- Owszem. Teraz obydwaj bracia Bradowie są martwi…

- Skąd wiesz o Tomasie? To ty go zabiłaś?!

- Przyznaję się. To ja. Heh, nie uwierzysz… twój brat wziął mnie za mężczyznę! – Zaśmiała się kobieta

               Matheas sprintem pobiegł do samochodu i natychmiast odjechał. Czym prędzej musi dostać się do bazy i przekazać nagranie!

***

                Piotr nareszcie dotarł do opuszczonej elektrowni jądrowej. Wybudowanie jej tak blisko lasu było naprawdę złym pomysłem. Poszedł do lasu by sprawdzić zarośla, w pobliżu budynku. Nie zauważył nic szczególnego, z wyjątkiem tego, że owoce na jednym z krzewów wyglądały naprawdę dziwacznie – niczym zdeformowane, miejscami niebieskawe truskawki. Wtedy zauważył jakieś poruszenie w bardziej oddalonych krzewach. Wiedziony ciekawością podszedł tam po cichu. „Och mam nadzieję, że to nie jakaś agresywna poczwara” – szepnął do siebie i usłyszał:

- A więc tak nas teraz nazywacie? Poczwary? – powiedział zirytowanym głosem ktoś z krzaków.

- Kim ty jesteś? – Piotr poczuł jak przyspiesza mu tętno

- A jak myślisz? Tą twoją „poczwarą”! – teraz Piotr wyraźnie słyszał, że była to dziewczyna i, że była naprawdę zła

- Przepraszam, nie chciałem Cię urazić.

- OK – westchnęła.

- Więc, czy mogłabyś się pokazać?

- Mogę, ale… Nie wiem czy powinnam Ci ufać.

- Och, z mojej strony nie musisz spodziewać się niczego złego! Nie chcę Cię skrzywdzić. Naprawdę. Poza tym… Chroni Cię prawo, prawda?

- Prawo chroni ludzi… A ja, pewnie nie zostałabym uznana za człowieka. Już nie.

- Przykro mi… ale proszę pokaż się, naprawdę nie mam złych zamiarów. Przysięgam.

- Dobrze.

               Zza krzewu wyszła dziewczyna, na oko piętnastoletnia. Wyraźnie było widać zmiany jakie u niej zaszły za sprawą dziwnego promieniowania – jej oczy były ciemnoczerwone, z pionowymi źrenicami, włosy – czarne, ale ich końcówki przechodziły w szarość, miała ogon, od góry pokryty identycznymi włoskami i rozgałęziający się na końcu, u stóp posiadała po sześć palców, na policzku zaś skóra była przebarwiona i miała żółtawy, a miejscami zielonkawy, a nawet niebieskawy odcień. Ubrana była w ciuchy z liści, zakrywające jedynie miejsca intymne oraz pośladki.

- Jak się nazywasz? – spytał agent

- Jestem Wronka – odpowiedziała dziewczyna

- Ja jestem Piotr –uśmiechnął się. – miło mi Cię poznać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz