„Zbychu” prowadził Piotra zdającymi nie kończyć się korytarzami podziemnej bazy TABFS (czyt. TOPS). Wyglądały zgoła inaczej niż to co spodziewał się zobaczyć Piotr. Zamiast surowej, kamiennej podłogi, mieli pod nogami miękki czerwony dywan, w delikatne różowe i fioletowe wzory. Przy fioletowo – niebieskiej ścianie stały kamienne i drewniane rzeźby oraz złote doniczki z kwiatami, które prawdopodobnie były sztuczne, ale i tak doskonale uzupełniały panującą tu przyjemną atmosferę. A obecny w tym miejscu zapach był wręcz cudowny – delikatna, ale piękna i napawająca optymizmem woń jakichś nieznanych piotrowi kwiatów. Podczas gdy Zbychu nawijał o historii, szefie, agentach i nadrzędnej misji – to szerzenie dobra i sprawiedliwości, oczywiście – TOBFS, Piotr pogrążony był w rozmyślaniach, które łączyło tylko to że były jego własne.
W końcu, gdy mężczyzna odnalazł
odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania, oprócz jednego, raczej błahego,
aczkolwiek bardzo ciekawiącego go, postanowił spytać o to swego przewodnika:
- Zbychu, co
właściwie oznacza ten skrót?
- Jaki skrót? –
spytał starszy agent, któremu przerwano właśnie wywód na temat agentki Frani, w
dodatku właśnie w chwili, gdy miał przejść do jej niezwykłych umiejętności i
innych zalet.
-No, nazwa
agencji. Wiesz, TOPS.
-Ach, tak
wybacz. Więc, oznacza to: Tajna Agencja Bez Fajnego Skrótu
- Przecież wtedy
wychodzi TABFS.
- No, tak. I co?
– nie załapał
- Miało być
TOPS.
- Bo tak się czyta. Wtedy lepiej brzmi. A wracając do Frani…
***
Babcia od razu otwarła wnukowi drzwi, a ten skwapliwie wszedł do środka. I tyle Matheas (czyt. Matijas) go widział. Ponieważ spełnił swój obowiązek jako kierowca, pojechał spokojnie w stronę centrum handlowego.
***
Po zakończonych obchodach Piotr udał się najpierw do toalety, a następnie do Sali Treningowej. Oprócz niego nie było tam nikogo, więc w spokoju rozpoczął swój trening na bieżni.
***
Zbychu wszedł do Sali
Treningowej, po czym oznajmił:
- Piotrze,
wspólnym wyborem nadaliśmy Ci ksywkę Pepe pan Dziobak
- O – zdziwił
się Piotr. – Dobrze, całkiem niezła – uśmiechnął się.
***
Matheas niecierpliwie stukał
palcem wskazującym w kierownicę. Umówili się z szefem na 15.00. Powinien być
piętnaście, nie, szesnaście minut temu! Po powrocie do bazy będzie musiał z nim
na ten temat porozmawiać. Może i jako szef ma swoje prawa, ale spóźnianie się
tyle czasu z pewnością do nich nie należy. Po chwili godzina na samochodowym
zegarze zmieniła się z 15.16, na 15.17. Kierowca wysiadł z samochodu i zamknął
go na klucz. Zawsze to robił, choć wystarczyło jedynie wcisnąć odpowiedni guzik
na pilocie. Ostrożnie podszedł do najbliższego okna i spojrzał przez nie.
Zobaczył jedynie sypialnię kobiety, więc ruszył do następnego. Tym razem była
to kuchnia, pełna blaszek, misek i wałków. No
to miał szef ucztę – pomyślał i już miał ruszyć dalej, gdy jego uwagę
przykuło coś pod jednym z wałków. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się na co
patrzy. Wreszcie do niego dotarło – to trucizna! Odszedł od okna myśląc, że ma
omamy i przysunął się z powrotem. Zobaczył ją ponownie i miał już niezbitą
pewność, że to nie była zwykła wizyta wnuka u jego babci. Zachowując szczególną
ostrożność zbliżył się do trzeciego okna. Szykownie ubrany Andrzej leżał na
ziemi, z ręką w kieszeni spodni i twarzą w podłodze. Nikogo więcej nie było
widać. Matheas podważył okno gałęzią podniesioną z trawy. Włożył do
pomieszczenia głowę i rozejrzał się, zanim z gracją wsunął się do środka.
Podszedł do mężczyzny i dotknął jego sztywnego zimnego ramienia. Szef był
martwy. Po policzku kierowcy spłynęła pojedyncza łza. Wtedy zwrócił uwagę
kieszeń, w której znajdowała się ręka nieboszczyka. Sięgnął do niej i wydobył
niewielkie czarne urządzenie z kilkoma przyciskami i małym głośniczkiem. Agenci
nagrywali na nie ważne informacje, szczegóły swoich odkryć itp. Nacisnął
przycisk włączający odtwarzanie, w nadziei na wyjaśnienie tej sytuacji:
- Szarlotka? A nie tarta śliwkowa? Szczerze
mówiąc nie spodziewałem się! – Matheas usłyszał śmiech Andrzeja
- Cóż czasem trzeba coś zmienić… Inaczej
zapanowałaby monotonia. – to pewnie babcia mężczyzny
Dłuższa przerwa
- Nie jesteś moją babcią! To ty Mario!
- Sprytu nie można Ci odmówić… Całe szczęście
niedługo będziesz martwy.
- No jasne! Dlatego szarlotka… otrułaś mnie!
Cynamon miał zamaskować zapach trucizny… Ależ byłem głupi…
- Owszem. Teraz obydwaj bracia Bradowie są
martwi…
- Skąd wiesz o Tomasie? To ty go zabiłaś?!
- Przyznaję się. To ja. Heh, nie uwierzysz…
twój brat wziął mnie za mężczyznę! – Zaśmiała się kobieta
Matheas sprintem pobiegł do samochodu i natychmiast odjechał. Czym prędzej musi dostać się do bazy i przekazać nagranie!
***
- A więc tak nas
teraz nazywacie? Poczwary? – powiedział zirytowanym głosem ktoś z krzaków.
- Kim ty jesteś?
– Piotr poczuł jak przyspiesza mu tętno
- A jak myślisz?
Tą twoją „poczwarą”! – teraz Piotr wyraźnie słyszał, że była to dziewczyna i,
że była naprawdę zła
- Przepraszam,
nie chciałem Cię urazić.
- OK – westchnęła.
- Więc, czy
mogłabyś się pokazać?
- Mogę, ale… Nie
wiem czy powinnam Ci ufać.
- Och, z mojej
strony nie musisz spodziewać się niczego złego! Nie chcę Cię skrzywdzić.
Naprawdę. Poza tym… Chroni Cię prawo, prawda?
- Prawo chroni
ludzi… A ja, pewnie nie zostałabym uznana za człowieka. Już nie.
- Przykro mi…
ale proszę pokaż się, naprawdę nie mam złych zamiarów. Przysięgam.
- Dobrze.
Zza krzewu wyszła dziewczyna, na
oko piętnastoletnia. Wyraźnie było widać zmiany jakie u niej zaszły za sprawą dziwnego
promieniowania – jej oczy były ciemnoczerwone, z pionowymi źrenicami, włosy –
czarne, ale ich końcówki przechodziły w szarość, miała ogon, od góry pokryty
identycznymi włoskami i rozgałęziający się na końcu, u stóp posiadała po sześć
palców, na policzku zaś skóra była przebarwiona i miała żółtawy, a miejscami
zielonkawy, a nawet niebieskawy odcień. Ubrana była w ciuchy z liści,
zakrywające jedynie miejsca intymne oraz pośladki.
- Jak się
nazywasz? – spytał agent
- Jestem Wronka
– odpowiedziała dziewczyna
- Ja jestem
Piotr –uśmiechnął się. – miło mi Cię poznać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz